Z cyklu Goście Kulinarnego Paragrafu
Gościem Kulinarnego Paragrafu jest Sara Solarek – prawnik, założycielka firmy Marketing Prawników a także autorka pierwszego e-booka dla prawników, o tym jak być prawnikiem na Instagramie.
Realizując plany z 2020r zapraszam kolejnych fantastycznych prawników, aby na łamach bloga podzielili się swoimi doświadczeniami a także opowiedzieli o życiu prawników po godzinach, o swoich planach, marzeniach i pasjach. Misją tego cyklu jest odczarowanie zawodu prawnika, chcemy pokazać, że prawnik też człowiek, ma marzenia a praca jest jego pasją.
Kto tym razem zagościł w Kulinarnym Paragrafie?
Z wykształcenia prawniczka, kilka lat szlifowała warsztat prawnika w jednej z warszawskich kancelarii wraz z mężem. Prawo to ich rodzinne zamiłowanie ale… nie jedyne.
Po kilku latach pracy zdecydowała na rozpoczęcie kolejnego etapu kształcenia prawnika jakim jest aplikacja.
Agnieszka Osiecka w jednym ze swoich tekstów – chyba najpopularniejszym – pisała:
„Już zapisani byliśmy w urzędzie,
Białe koszule na sznurze schły…
Nie wiedziałam, co ze mną będzie,(…)”.
Sara z całą pewnością mogłaby powiedzieć – już zapisana byłam na egzamin wstępny na aplikację ale zrezygnowałam i wybrałam inną drogę dla siebie jako prawniczki. Prawniczą pasje połączyła z zamiłowaniem do nowych technologii i e-marketingu. Zaczęło się od poprowadzenia mediów społecznościowych i zbudowania strony internetowej dla kancelarii, w której pracowała. I tak rozpoczęła swoją życiową podróż – z paragrafami w tle. Prawnikom działającym w sieci ale nie tylko odkrywa meandry działania mediów społecznościowych, głównie Instagrama. Gdyby nie ona nie odkryłabym instagrama czy canvy.
Zapraszam na kolejne inspirujące spotkanie w Kulinarnym Paragrafie.
Katarzyna: Sara czy zawsze marzyłaś o zawodzie prawnika, dlaczego taki wybór?
Sara: Pomysłów na to, co chcę robić w przyszłości było naprawdę sporo. Młody człowiek, który nie wie co go w życiu czeka i nie ma pojęcia z czym wiąże się każda decyzja – ma naprawdę trudny wybór. Ja przez bardzo długi czas byłam pewna, że będę studiować dziennikarstwo. Brałam jeszcze pod uwagę Akademię Sztuk Pięknych: kierunek malarstwo, bo to malowanie obrazów było czymś, co sprawiało mi niesamowitą radość, dawało ukojenie. Podczas malowania mogłam wyżyć się artystycznie i wpadałam wówczas w tzw. „stan przepływu” znany z japońskiej filozofii Ikigai. Czyli taki stan, podczas którego tak bardzo jesteśmy pochłonięci danym zajęciem, że tracimy rachubę czasu. Z jednej strony wiedziałam, że malowanie sprawia mi radość, a z drugiej otoczenie mi podpowiadało, że to nie jest zbyt poważny wybór. I mimo, że nauczycielka od plastyki bardzo mnie namawiała na ASP, to zwyciężył głos rodziców i znajomych.
Dziennikarstwem interesowałam się od kiedy pamiętam. Marzył mi się nawet jakiś staż w redakcji w Nowym Jorku! Zaraz po maturze spotkałam się ze swoim kuzynem, który jest założycielem jednej z lokalnych gazet, i który pracuje z wieloma dziennikarzami na co dzień. Pamiętam, że jak mu wspomniałam, że chcę pójść na dziennikarstwo, to mocno mnie do tego zniechęcił. Powiedział, że żaden dziennikarz po studiach nie zagrzał u niego miejsca na długo, bo „zmieniają” Ci styl pisania i wszyscy stają się tacy sami. Rzucił także, że jeżeli bardzo chcę pisać to mogę to robić, ale na studia lepiej pójść na coś poważnego np. na prawo. Wtedy pojawiła się u mnie jakaś iskierka, o której istnieniu nie zdawałam sobie za bardzo sprawy. I tak zrodziła się w mojej głowie nowa wizja: PRAWO.
Prawniczki, z którymi rozmawiam często wskazują na filmowe inspiracje bohaterką np. serialu Ally McBeal czy polski serial Magda M. Sama doskonale pamiętam te seriale ale również to jak bardzo odbiega życie prawnika w świecie realnym od tego serialowego. Czy wybierając prawo inspirowałaś się serialowymi prawniczkami?
Taak! Właśnie to też ciekawa sprawa, bo ja jeszcze w trakcie wakacji po maturze miałam pewne wątpliwości co do tego, czy pójść na to prawo. Ciągnęło mnie w końcu do bardziej kreatywnych rzeczy. I wtedy w telewizji obejrzałam Legalną Blondynkę! I pomyślałam, że też tak chcę. To przypieczętowało moją decyzję.
Jesteś kolejnym gościem bloga, który potwierdza, ze praca jest jego pasją, że lubi to co robi.
Jak to zrobić, jak połączyć pasje i pracę ? masz swój złoty środek ?
Ja starałam się po prostu pójść za głosem własnego serca. Wiedziałam, że nie chcę w życiu robić czegoś, za czym nie przepadam. W końcu praca to duża część naszego życia, a ja nie chciałabym go w żaden sposób zmarnować. Podczas studiów prawniczych byłam naprawdę zaangażowana! Już od pierwszego roku pracowałam w Sądzie, później w kilku kancelariach, a nawet w dziale prawnym pewnej korporacji. Starałam się wypróbować wszystkich możliwości. Po studiach zapisałam się także na egzamin na aplikację adwokacką.
Czułam jednak, że jestem ograniczona. Brakowało mi w prawie kreatywności, możliwości artystycznego wyżycia się, a także podróży, bo miałam wrażenie, że jak zdecyduje się na aplikację, to po prostu zostanę uziemiona. Dowiedziałam się przy okazji, że mogą mi zabronić wykonywania własnej działalności.
Dlatego też, mimo że byłam dobrze do egzaminu przygotowana, to miesiąc przed terminem wypisałam się z niego. Postanowiłam, że postawię na swoją pasję.
Dzięki tej decyzji mogę pracować z każdego zakątka na ziemi i się realizować w tym, co naprawdę mnie uszczęśliwia. Moim zdaniem najlepiej jest więc zaufać własnej intuicji i pomyśleć o możliwościach, o tym co lubimy robić, co sprawia nam przyjemność i w czym jesteśmy naprawdę dobrzy i dążyć do tego, żeby to było nasze życiowe zajęcie. Wbrew pozorom wiele zależy od nas samych, w końcu „marzenia się nie spełniają, marzenia się spełnia”.
Marketing Prawników to firma rodzinna, prowadzisz ją wraz z mężem. Obydwoje jesteście prawnikami i obydwoje uwielbiacie podróżować. Łączycie pracę i pasje – czy to jest przepis na sukces zarówno w życiu zawodowym jak i prywatnym?
Chciałabym napisać „tak! To jest przepis na sukces”, ale dla każdego ten sukces znaczy coś innego. Kiedyś usłyszałam od pewnej osoby, że łączenie pasji z pracą to głupota, bo pasja może się znudzić albo możemy zacząć traktować ją jako obowiązek i wtedy straci swój urok. Ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że nawet jeśli pasja nie byłaby pracą, to i tak zawsze wymaga jakiegoś wysiłku i czasu, więc to nie jest argument. Dla mnie to jest połączenie idealne. Zupełnie nie wiem jak świadomie można decydować się na robienie czegoś, za czym nie przepadamy. Są oczywiście w życiu różne sytuacje, w tym problemy finansowe, które sprawiają, że człowiek wtedy „nie wybrzydza” i bierze co jest. Jeśli jednak pojawi się CHOĆBY CIEŃ SZANSY na to, żeby połączyć pracę i pasję, to warto z niej skorzystać. Ja wiedziałam, że zrobię wszystko, żeby tylko móc podróżować w dowolnym momencie.
Jak powstała Wasza firma Marketing Prawników? Moim zdaniem idealnie zapełniacie lukę na płaszczyźnie marketingu prawniczego szczególnie, że reklama kancelarii prawnych jest poddana wielu rygorom, które każdy prawnik powinien mieć na względzie rozpoczynając swoją działalność?
Dziękuję, Kasiu J Też odczuliśmy, że jest potrzeba takich usług na rynku. Zwłaszcza, że na studiach niewiele mówi się o marketingu i młodzi prawnicy zupełnie nie wiedzą jak działać. Część nie robi nic, bo boi się o etykę, a część po prostu „błądzi we mgle”. Trudno się temu dziwić skoro nikt nie przekazuje potrzebnej wiedzy w tym zakresie, ale… to wszystko o czym teraz mówię, to coś, co sobie uświadomiliśmy w późniejszym czasie, gdy nasza wizja firmy się już wyklarowała.
Wszystko zaczęło się od tego, że na studiach pracowałam z moim mężem w pewnej kancelarii radcowskiej. Kancelaria funkcjonowała na najwyższych obrotach. Mieliśmy klienta „masowego”, który dostarczał nam regularnie setki spraw. Pojawiały się także pojedyncze sprawy, ale tak naprawdę ten jeden klient nas wszystkich utrzymywał. Do czasu. Nie do końca wiemy, co tam się wydarzyło, ale finalnie klient zbankrutował i sprawy się skończyły. Było to dużą stratą dla kancelarii. Do tego momentu w żaden sposób nie starała się pozyskiwać innych klientów, nie było mowy o żadnym marketingu, kancelaria nawet nie istniała w Internecie. Dostaliśmy wtedy z moim mężem zadanie zdobycia klientów. Mój mąż zainteresował się reklamą w Google Ads. Przy czym jeszcze wtedy nie mieliśmy w ogóle pojęcia o etyce. Byliśmy na jakimś drugim roku studiów.
Mecenas stwierdziła, że czas na pojawienie się w Internecie i zrobienie strony Internetowej. Wydało się wtedy, że prowadzę bloga, którego samodzielnie postawiłam na WordPressie. Dostałam wówczas za zadanie stworzenie strony kancelarii. Zakres moich obowiązków diametralnie się zmienił. Zamiast pisać pozwy, w godzinach pracy robiłam stronę. Pamiętam, że siostra naszej Mecenas pracowała w dużej agencji marketingowej i któregoś razu przyszła do nas na rozmowę, a także po to, by obejrzeć efekty pracy. Agencja stronę przejrzała od A do Z, tak samo reklamę zrobioną przez mojego męża. Tego dnia padło znamienne zdanie „powinniście na tym zarabiać”. W ciągu dwóch miesięcy zgłosili się do nas inni prawnicy, z polecenia Mecenas.
To na pewno przyczyniło się do tego, co teraz robimy. Najważniejsze jednak było dla mnie uczucie, które wywołało we mnie tworzenie stron internetowych – to było dokładnie takie samo uczucie, jak podczas malowania. Stan przepływu.
WordPressem interesowałam się od jakiegoś 15 roku życia. Do głowy, by mi wówczas nie przyszło, że ktoś będzie chciał mi dać za to pieniądze. Te 11 lat temu wydawało mi się, że praca to obowiązek, a nie coś, co lubi się robić. Swoją drogą chyba właśnie po tym człowiek pozna prawdziwą pasję. Kiedy robienie czegoś to dla niego czysta przyjemność, nawet gdy robi to za darmo.
Nie mogę nie zapytać o to co robisz po godzinach, jaki masz sposób na zachowanie równowagi pomiędzy życiem prywatnym a zawodowym czyli klasyczny work life balance? Jesteście rodzicami, domyślam się, że teraz nie jest to takie proste😊
Po godzinach dużo podróżuję, czytam, bawię się ze swoim synkiem. Chociaż jak tak głębiej pomyślę nad Twoim pytaniem, to trudno powiedzieć, kiedy jest ten czas „po godzinach”. Mając własną firmę, która opiera się na pracy zdalnej – tak naprawdę cały czas jest się w pracy. Albo cały czas w domu? Trudno stwierdzić.
Nasz synek urodził się niedługo po tym jak otworzyliśmy firmę, więc rozwijanie jej jest „skorelowane” z jego narodzinami. Tak naprawdę nie bardzo wiemy jak wygląda prowadzenie firmy bez dziecka. Może to i dobrze, bo jeszcze byśmy za czymś zatęsknili 😉
W każdym razie Syn jest z nami 24h/7. Musieliśmy więc wypracować sobie pewne zasady, których staramy się trzymać. Może jak pójdzie do przedszkola to będzie nam łatwiej. Logistycznie wygląda to w ten sposób, że rano wstajemy i wypisujemy sobie wszystkie zadania, jakie mamy do wykonania na dany dzień. Szacujemy ile to zajmie, a także rozdzielamy zadania pomiędzy sobą i po prostu się wymieniamy. Jedno pracuje, a drugie zajmuje się dzieckiem. Później na zmianę. Gdy wpadnie drzemka, to staramy się nadgonić to, co zostało. To oczywiście nie jest takie kolorowe, bo często się zdarza, że kiedy jedno pracuje to syn ma akurat ochotę się z nim pobawić, a nie z tym drugim rodzicem. Trzeba więc stale te plany modyfikować, ale… jak się chce, to wszystko się da! Może i mamy w domu cyrk na kółkach, ale przynajmniej jesteśmy razem, robimy to co lubimy i idziemy do przodu.
O jakiej podróży marzysz, gdzie chciałabyś pojechać ?
Obecnie najbardziej marzy mi się wyjazd do Nowego Jorku. Kto wie? Może jeszcze załapię się na staż w jakiejś redakcji! Najlepiej byłoby zwiedzić cały świat, ale powolutku i to marzenie spełnię.
W każdym wywiadzie przychodzi taki moment, w którym pytam o kulinarne poczynania prawników😊w kuchni i wychodzi na to, że kulinarne szaleństwa nie są im obce. A jak jest u Ciebie ? lubisz spędzać czas na przygotowywaniu potrwa, ciast?
Uwielbiam! Ja w kuchni naprawdę się relaksuję. Uwielbiam eksperymentować i piec. Najzabawniejsze jest to, że ja w domu rodzinnym w ogóle nie pomagałam w kuchni. Moja mama wolała zrobić wszystko sama i nie chciała, żeby ktoś jej się krzątał pod nogami podczas przygotowywania posiłków. Ostatnio jak u nas była w odwiedzinach to powiedziała, że jest w szoku, że lubię gotować i wychodzi mi to naprawdę dobrze, haha.
Masz ulubioną potrawę, deser, który kojarzy Ci się z dzieciństwem – zamykasz oczy i czujesz ten zapach, smak. Ja pamiętam zapach racuchów z jabłkami i cukrem pudrem, które robiła moja babcia – były pyszne😊
Z dzieciństwem kojarzy mi się wafel babci, przekładany domową czekoladą. W życiu bym nie przypuszczała, że z prostych składników można zrobić coś takiego, za czym człowiek później tęskni myślami! Tego smaku jednak nie umiem powtórzyć. Coś czuję, że babcia musiała tam dodawać szczypty magii. Tęsknię także za jagodziankami dziadka. Były po brzegi wypchane jagodami. Pamiętam, jak znikały w ułamku sekundy po wyjęciu ich z piekarnika. Dziadkowie zaszczepili we mnie miłość do wypieków i słodkości. To dzięki nim uważam, że robię pyszny sernik na zimno!
Sernik na zimno z galaretką, malinami i borówkami
Składniki
- 1 opakowanie herbatników maślanych
- 100 g roztopionego masła
- 1 i 1/2 łyżki żelatyny w proszku
- 200 ml zimnej śmietanki kremówki 30%
- 5 łyżek cukru pudru
- 2 opakowania serka mascarpone
- 1/4 szklanki gorącego mleka
- 100 g białej czekolady
- 1 szklanka malin i garść borówek
- 1 galaretka o smaku truskawkowym
maliny i borówki herbatniki
Przygotowanie
Formę o średnicy 22 cm wysmaruj masłem. Dno wyłóż papierem do pieczenia. Ciastka drobno pokrusz (ja używam do tego blendera) i wymieszaj z roztopionym masłem. Wyłóż je na spód formy i mocno uklep. Żelatynę namocz przez około 15 minut w kilku łyżkach chłodnej wody.
Ubij śmietankę razem z mascarpone oraz cukrem pudrem na sztywną i gęstą masę. Namoczoną żelatynę włóż do 1/4 szklanki gorącego mleka i całkowicie rozpuść szybko mieszając. Ostudź.
Czekoladę roztop w kąpieli wodnej. Dodawaj po łyżce masę serową ciągle mieszając. Na koniec połącz z rozpuszczoną, ostudzoną żelatyną (masę dodaj do żelatyny a nie odwrotnie). Po dodaniu kilku łyżek masy można już dodać całą resztę i wymieszać.
Masę wyłóż na spód z herbatników i wstaw do lodówki. Galaretkę dokładnie rozpuść we wrzącej wodzie. Ostudź i wstaw do lodówki, do czasu aż zacznie tężeć, ale będzie ciągle płynna.
Zamrożone lub świeże maliny ułóż na masie serowej i zalej tężejącą galaretką. Wstaw do lodówki do całkowitego stężenia na parę godzin.
biała czekolada
***
Sara Solarek – założycielka firmy Marketing Prawników. Z wykształcenia prawnik. Specjalista od marketingu prawniczego. Tworzy strony internetowe, zajmuje się projektami graficznymi oraz obsługuje social media, w szczególności Instagram, oraz fanpage prawników. Autorka pierwszego e-booka dla prawników, w którym pokazuje jak prawnik może skutecznie działać w intrenecie. https://marketingprawnikow.pl/o-nas/