Z cyklu Goście Kulinarnego Paragrafu

Osada Bieszcisze czyli podróż po ciszę

W ramach cyklu Goście Kulinarnego Paragrafu tym razem zapraszam Cię w podróż po ciszę.

W zasadzie to zapraszamy, razem z moim gościem, którym jest Aleksandra Babska właścicielka osady Bieszcisze, którą prowadzi wraz z mężem Przemkiem w Bieszczadach a dokładnie w Żubraczym.

W zeszłym roku marzyłam o tym aby spakować walizkę, zabrać książki, laptopa i wyjechać w Bieszczady. Chciałam odpocząć od zgiełku wielkiego miasta i od tego wszystkiego co zaprząta nam głowę. Cytując klasyka, chciałam rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady! 

Do miejsca niezepsutego cywilizacją, z niezniszczoną przyrodą, jednym słowem do miejsca będącego antidotum na życie miejskie. W przyszłym roku będę mogła zrealizować ten plan wybierając się do Osady Bieszcisze.

Z Olą spotykamy się w słoneczny wrześniowy dzień w samym sercu Kulinarnego Paragrafu 😊 i przy herbacie i cieście marchewkowo – czekoladowym rozmawiamy o Bieszciszu, o życiu, o naszych wyborach, o marzeniach, o drodze do ich realizacji. O tym ,że w życiu wszystko ma swój czas, ten jeden właściwy dla nas. Ludzie, których spotykamy na swojej drodze są niczym Anioły, które prowadzą nas i dają nam siłę w realizacji naszych marzeń.

Może to nawet te Bieszczadzkie Anioły, o których śpiewa, już od lat Stare Dobre Małżeństwo:

„Anioły bieszczadzkie, bieszczadzkie anioły

Dużo w was radości i dobrej pogody

Bieszczadzkie anioły, anioły bieszczadzkie

Gdy skrzydłem cię trącą już jesteś ich bratem”.

Zapraszamy w podróż po ciszę, w podróż do siebie. Usiądź wygodnie z filiżanką herbaty lub kawy i wyjątkowo włóż wygodne buty, bo będzie to daleka podróż.

A jeśli nie masz planów na przyszłoroczny urlop to po prostu: 

„ Przyjeżdżaj zaraz, jeśliś jest na chodzie.

Rzuć politykę, panny i ballady.

Tutaj jesienią – jak w rajskim ogrodzie

Oprócz istnienia – nic cię nie obchodzi

Przyjeżdżaj w Bieszczady”.

jak śpiewał Jacek Kaczmarski w piosence Pięć głosów z kraju. Bieszczady.

***

Katarzyna: Ola skąd miłość do Bieszczad ? Czy to miłość od pierwszego wejrzenia ?

Aleksandra: Zaczęło się w liceum. Za pierwsze zarobione pieniądze wyjechałam w Bieszczady z przyjaciółką a góry obdarowały mnie wszechogarniającym spokojem, cudownymi widokami po ciężkiej wędrówce i niepowtarzalnym smakiem żółtego sera. Dziś z perspektywy czasu wiem, że to miejsce po prostu pozwala być bliżej siebie. Bliżej swojego ciała, uczuć, zmysłów. Pozwala smakować każdą chwilę. Śmieję się, że to takie bycie na samym spodzie piramidy Maslowa. Masz kontakt ze swoimi podstawowymi potrzebami a wszystko inne typu maile, telefony czy spotkania są w zawieszeniu i cierpliwie czekają aż nasycisz się byciem ze sobą i dla siebie.

Od kilku lat popularny stał się w Polsce glamping czyli luksusowe biwakowanie, czy Osada wpisuje się w ten nurt?

Osobiście nie chcę jej tak określać. Glamping zdecydowanie ma budzić skojarzenia z luksusem a mi wartościami chyba dużo bliżej do klimatu studenckich baz namiotowych.

To czym w takim razie jest Bieszcisze, i dla kogo, czego mogą spodziewać się goście, którzy zdecydują się przyjechać do Was ?

Jest przede wszystkim miejscem, w którym dostęp do natury masz na wyciągnięcie ręki. Od łąki pełnej ziół i motyli oddziela Cię tylko cienka ściana namiotu. Marzy mi się, żeby Bieszcisze było miejscem, w którym ludzie złapią oddech i doznają ulgi. Gdzie odpoczną od codziennego zabiegania i może uda im się usłyszeć siebie i swoje potrzeby.

Pytasz dla kogo jest Bieszcisze… przede wszystkim dla tych, którzy chcieliby przez chwilę żyć w prosty sposób, kąpać się w promieniach słońca albo w strugach deszczu, posiedzieć wieczorem przy ogniu i nasycić się górami. Natomiast chyba ważne, żeby wybrzmiało, że jeśli ktoś poszukuje miliona atrakcji i telewizora, to będzie niestety rozczarowany.

Czym dotychczas zajmowałaś się? Nie żałujesz, że podjęłaś taką przełomową decyzję w swoim życiu ? Emocjonalną decyzje – jak to sama określiłaś.

Ehh, robiłam wiele rzeczy. Począwszy od pracy w szkole systemowej, przez bycie socjoterapeutą po pełnienie roli mentora. Wspierałam też ludzi w poszukiwaniu swojej ścieżki życiowej jako coach. Byłam superwizorką i szkoleniowcem. Przez ostatnie dwa lata prowadziłam jedną ze szkół demokratycznych w Warszawie. Mam jakąś taką właściwość, że co jakiś czas posyła mnie w nowe miejsca i do nowych ludzi. Tak samo było teraz. Odejściu z „pracy marzeń” towarzyszyło wiele trudnych emocji i jednocześnie każdego dnia mojego pobytu w Bieszciszu byłam wdzięczna za te emocje i za to, co się wydarzyło. Bez tamtych wydarzeń nie byłoby osady. Głęboko wierzę, że wszystko jest po coś, wszystko ma swój czas i miejsce.

Tak, to prawda, również uważam ,że wszystko w naszym życiu ma swój czas i miejsce.

Jakie to uczucie  gdy podejmujesz decyzję – rzucam wszystko i jadę w Bieszczady, no prawie wszystko😊, bo w Bieszczadach będziesz przez kilka miesięcy?

Cudowne. Pierwszy raz w życiu poczułam się, jak u siebie. Robiłam wiele rzeczy, którym oddawałam swoje serce i które dawały mi radość, ale chyba nigdy wcześniej nie byłam w stanie takiego flow. Zaczynanie takiego projektu w trakcie wakacji mogłoby wydawać się absurdem a ja czułam, że muszę zrobić to dla siebie. Bieszcisze powstało w niecały miesiąc. I choć były momenty strachu, to jednak wszystko płynęło w takim tempie, że czasem sama nie mogę uwierzyć w to, co się wydarzyło.

Czy Bieszcisze to spełnienie Twoich marzeń?

Na ten moment mojego życia zdecydowanie tak. Kocham ten rytm dnia, kiedy rano spotykam ludzi szykujących sobie śniadanie, potem migamy sobie gdzieś w ciągu dnia a wieczorem spotykamy się przy ogniu i po prostu jesteśmy ze sobą, słuchamy siebie nawzajem i zachwycam się opowieściami o tym, co dziś kogo spotkało. Uwielbiam ten czas.

W swojej opowieści na stronie Osady, zawarłaś niezwykle piękne słowa:

 „(…)Popatrzyłam na te wszystkie lata i pomyślałam sobie, że skończyłam czterdziechę 🙂, rzuciłam jak mi się wydawało pracę marzeń i nie mam już wymówek. Jeśli nie teraz, to kiedy…??? (…)”

Czy to jest właśnie ten moment, odpowiedni na taką rewolucje w Waszym życiu, bo przecież ta decyzja dotyczy również Twojego męża i syna. 

Widzisz lepszego momentu chyba bym sobie nie wymyśliła. Teraz, kiedy o to pytasz, uświadomiłam sobie, że zawsze mówiliśmy z Przemkiem, że kiedy dzieciaki pójdą na studia, to wyjedziemy w Bieszczady. Mój młodszy syn w tym roku zdał maturę. Może utkwiło to w mojej podświadomości jak samospełniająca się przepowiednia.

Każdy z nas ma w życiu coś takiego, co na niego czeka. Czasem przypomni się lekkim ukłuciem w sercu, czasem zostaje odłożone na półkę a czasem trafia na ten właściwy moment.

Tak w głębi duszy, marzy mi się, żeby pobyt w Bieszciszu był dla tych, którzy je odwiedzają takim czasem na usłyszenie swoich marzeń. Nawet, jeśli potrzebowaliby je na jakiś czas odłożyć. Ostatnio właśnie w osadzie jeden z gości zapytał mnie, co doradziłabym po swoich doświadczeniach komuś, kto odkłada marzenia na później. I tak naprawdę, to chyba jedyne, co mogłabym doradzić, to żeby je widzieć.

One znajdą swój czas na realizację. Czasem po prostu potrzebujemy przejść przez różne inne doświadczenia, żeby być gotowym na rewolucję w życiu. Głęboko wierzę w to, że wszystko co nas spotyka, jest lekcją od życia, która przygotowuje nas na to, co ma nadejść. Nawet, jeśli dziś jeszcze tego nie widzimy.

***

Zgodnie z tradycją tego cyklu, pytam swoich gości o gotowanie. Jak to jest w Twoim przypadku. Jesteś żoną i mamą, macie dwóch synów, domyślam się ,że miałaś dla kogo gotować 😊 lubisz krzątać się w kuchni ? przygotowywać posiłki, eksperymentować ?

Z tym bywa różnie. Na co dzień to Przemek więcej siedzi w kuchni niż ja. Ale paradoksalnie włącza mi się potrzeba gotowania, kiedy nie jem. Raz na jakiś czas robię głodówki oczyszczające organizm i wtedy gotuję, jak szalona 🙂

Masz jakiś sprawdzony, ulubiony przepis na ciasto, deser potrawę, którym  mogłabyś podzielić się  z czytelnikami ?

To będzie przepis na bardzo prosty deser indyjski z czasów, kiedy jeszcze dużo siedziałam w kuchni.

Indyjskiego deseru jeszcze nie było na blogu, jestem ciekawa jaki to będzie deser.

Halawa

(pudding z kaszy manny z bakaliami i rodzynkami)

Składniki:

  • masło – 20 dkg
  • kasza manna – 20 dkg
  • cukier – 20 dkg
  • rodzynki – 10 dkg
  • odrobina cynamonu
  • odrobina kardamonu
  • mleko / woda (jeśli ktoś nie używa mleka) – 600 ml

Opłucz rodzynki i pozostaw je na sitku. W jednym garnku przygotuj syrop – zagotuj mleko i dodaj do niego cukier z przyprawami i rodzynki. W tym samym czasie, w drugim garnku rozpuść masło na średnim ogniu i dodaj do niego kaszę mannę. Praż kaszę na małym ogniu, mieszając, aby nie przypaliła się, do momentu, gdy osiągnie złotawo-brązowy kolor. Mieszając kaszę, ostrożnie zalej ją gorącym syropem (będzie mocna reakcja). Ciągle mieszając, pozwól kaszy wchłonąć syrop.

***

Olu, dziękuje Ci za spotkanie i za rozmowę, za tą niezwykłą  podróż w Bieszczady i w głąb siebie.

Rozmawiałyśmy prawie 4 godziny i chyba kolejne cztery też mogłybyśmy zagospodarować.

Dzięki Tobie mogłam powrócić w Bieszczady, przypomnieć sobie moją pierwszą podróż, która miała miejsce wiele lat temu.

Zapraszamy w Bieszczady i na stronę Osady Bieszcisze, którą znajdziesz tutaj.