Mała czarna w kuchni, czyli kawowe love
Mała czarna? Tak, dokładnie tak, Mała Czarna…
Kiedy słyszysz, to co przychodzi Ci na myśl ? Ja zawsze i o każdej porze myślę o jedynej, fantastycznej małej czarnej stworzonej przez Coco Chanel. Gustownej, seksownej, eleganckiej sukience określanej mianem mała czarna.
A Ty ?
To ona powinna znaleźć się w garderobie każdej kobiety – takie nasze kobiece must have!
Która z nas nie pokochała tego cudownego dzieła słynnej wizjonerki,którą była Coco Chanel? Jedni pomyślą, że to tylko sukienka, kawałek czarnego materiału lepszej lub gorszej jakości, ale dla wielu kobiet, stylistów, projektantów bez małej czarnej świat mody byłby zupełnie inny. Dla mnie również. Uwielbiam dzieło Coco i podziwiam samą projektantkę. Kobietę, która była wizjonerką, miała pasję a do tego kochała to co robiła.
Zanim przejdę do tej właściwej Małej Czarnej, o której chcę dziś opowiedzieć, to zatrzymajmy się przez chwilę przy Coco Chanel.
Mała Czarna został zaprezentowana w 1926r w ramach wiosennej kolekcji, nad którą pracowała przez wiele miesięcy. W latach dwudziestych kolor czarny dominował w większości wieczorowych kreacji Coco a w ciągu dnia kolor czarny zarezerwowany był dla zakonnic, żałobników czy też uczniów. Słynna mała czarna wg Coco to suknia futerał sięgająca poniżej kolana z wąskimi ramionami, mankietami wyszytymi złotą nicią, kwadratowym dekoltem a całość niczym wisienka na torcie uzupełniał sznur białych pereł, rękawiczki i obowiązkowo jasne pończochy. O nich Coco mówiła, że zawsze powinny stanowić element kobiecego stroju – po prostu nie wypadało ich nie nosić. Mała czarna wzbudziła sensację, ale nie taką na jaką liczyła sama projektantka. Wywołała szok a wręcz oburzenie – czerń w ciągu dnia była w zasadzie nie do zaakceptowania. I tu mała dygresja, przygotowując ten tekst, trafiłam na wpis na instagramie @mle_colletion – „Back to black. Ubrania traktujemy jak inwestycje nie na sezon ale na lata. Czarny to jeden z kolorów, którego nie może zabraknąć w naszej szafie”.
Jakże to piękne i ponad czasowe, jestem pewna, że Coco Chanel byłaby dumna, że to co stworzyła jest tak uniwersalne. Chociaż w tamtych czasach zaprezentowanie jej na wybiegu było zbyt dużym ryzykiem co podkreślali również współpracownicy Coco Chanel.
– Widzi pani? Do odważnych świat należy, mademoiselle.
Tak czytamy w książce Christophera W. Gertnera zatytułowanej “Mademoiselle Chanel”. A jeśli jeszcze nie wpadła w Twoje ręce żadna publikacja poświęcona Coco Chanel, zachęcam Cię do przeczytania tej książki.
I tak oto, z lat 20-tych XIX wieku, niczym w magicznym wehikule czasu przenosimy się do lat 20-tych XX wieku. Czy to przypadek ? … Nie sądzę.
Mała Czarna, o której mowa w tytule tego wpisu to oczywiście CZARNE ZŁOTO, a dlaczego ? Odpowiedź jest bardzo prosta, ponieważ po ropie naftowej jest to drugi surowiec, którym handluje się na światowych giełdach. Wywodzi się z Etiopii, a słowo kawa wywodzi się od arabskiego słowa „quahwah”, które oznacza wino, napój roślinny.
Jednym słowem cudowny aromat, smak zaklęty w małym ciemnym ziarenku. Czy wyobrażasz sobie poranek bez aromatu kawy w swojej kuchni?
Ja zdecydowanie nie, i tak jak wielokrotnie na łamach tego bloga będę wyznawała miłość do czekolady, takim samym uczuciem darzę również kawę. Niemalże każdego dnia jej aromat unosi się w Kuchni Kulinarnego Paragrafu sprawiając, że nowy dzień staje się piękniejszy. Czasem myślę sobie, ze tak niewiele potrzeba nam do szczęścia.
Jak często budząc się rano myślisz właśnie o „niej” ? każdego dnia ? czy może rzadziej ? Ile wypijasz kaw? Jedną, dwie ?
W jednym z archiwalnych artykułów magazynu Kuchnia magazyn dla smakoszy, zatytułowanym „Wielka mała czarna czyli historia o kawie” natrafiłam na informację, że statystycznie każdy mieszkaniec Ziemi wypija jej rocznie 50 filiżanek. Upsss, to ja zdecydowanie nie mieszczę się w tych statystykach
Kawa od zawsze nie tylko pobudzała ale też budziła uczucia.
Z całą pewnością podpisuje się pod tym stwierdzeniem. Kto nie ma ulubionej filiżanki, kubka z którymi zasiada do porannej kawy, pochylając się nad ulubioną gazetą czy też książką. Kawa parzona czy też z ekspresu z mlekiem ubitym na delikatną piankę, z odrobiną cynamonu, miodu, cukru brązowego lub syropu.
Kiedy pisze ten artykuł jest już dawno po północy i tak sobie myślę, że aż żal pisać artykuł o kawie bez filiżanki tego aromatycznego napoju…
Kawowe love na dobre już zagościło w Kuchni Kulinarnego Paragrafu. Uwielbiam pić ją ze znajomymi podczas wspólnych spotkań, z rodziną po niedzielnym obiedzie, w towarzystwie pysznego ciasta czekoladowego lub sernika kawowego.
Ale kawa to nie tylko napój ale także kawowe ciastka, ciasteczka, serniki, batony czy też kawowe lody. Z ciekawostek, fusy z kawy mogą stanowić idealny peeling do rąk – sprawdzałam, działa i polecam.
Kawowe love jeszcze wiele razy zagości na łamach bloga, chociażby pod postacią mojego popisowego sernika kawowego. Przepisem na niego z ogromną przyjemnością podzielę się z Tobą na blogu.
A tym czasem z filiżanką kawy lub kubkiem usiądź wygodnie, weź głęboki oddech, zamknij oczy i wyobraź sobie, że właśnie pijesz kawę w Kuchni Kulinarnego Paragrafu…
Katharina
Kulinarny Paragraf